Drapieżne obłoki
Watahą wdarły się na moje podwórko
Żądne kałuż i połamanych drzew
Z wściekłością biją w moje okno
Siedząc ukryty za zasłoną z piasku i krzemienia
Z radością w sercu przyglądam się
Ciemnym chmurom z nadzieją
Że zdołają pokonać dzielącą nas przestrzeń
Puszczą spod nieba kulę
Która rozbijając po kolei wszystkie kręgle
Uderzy na koniec we mnie
I zakończy tę żałosną rozgrywkę
Gdzieś ponad nimi ponoć jest ktoś
Patrzy się z góry i wszystko ma w dupie
Cóż może go obchodzić kilka lat
Gdy musi czuwać nad wiecznością?
Nie obchodził go początek
Nie obchodzi go środek
Nie będzie obchodził go koniec
Przecież on pilnuje wieczności!
Czasem wiatr wbije mu w oko
Takie ziarenko piasku jak ja
Które gryźć go będzie nieznośnie
Drażnić i nie pozwoli mu spać
Wypłucze je wtedy szklanką wody
Topiąc mnie w jej łyżce
I spłynę w rynsztok
Gdzie moje miejsce
wtorek, 13 stycznia 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz