Witamy!


Wszystkich zaglądających na naszego bloga serdecznie zachęcamy do komentowania! Piszcie damy i dżem-telmeni co Wam ślina na język przyniesie, nie krępujcie się krytykować nas i zabawiać Waszymi przemyśleniami.

Jesteśmy z Fredem wyrozumiali, stosunkowo pewni siebie - ciężko będzie nas od tego stanowiska odwieść :) Liczymy na sugestie, oferty... (Fred podszeptuje, że najchętniej te matrymonialne).

Znacie nas - wiecie, że swoje słowotoki prowadzimy w życiu realnym z równą pasją jak tu - na papierze :) (Fred podszeptuje, że na komputerze - i że mi się pomyliły epoki).

Bardzo nam miło, że swój cenny czas nam poświęcacie.
PZDR.

Kic & Fred


niedziela, 14 grudnia 2008

Kocie sprawy (by Fred)

Pierwsze wrażenie

O matko, jaka gaduła! Mówi więcej ode mnie! A to przecież graniczy z cudem.
No dobra, gadulstwo od razu nie wychodzi… musiałem jakoś to zacząć, a nie zacznę od tego, że mi się podoba, bo od wazeliny zaczynać jest wybitnie niepolitycznym. Ładne oczy, śliczny uśmiech. Włosy też super (pod warunkiem, że nie utlenione/zafarbowane na blond). Jest na czym oko zawiesić, kształtne ciało, które chciałoby się mieć kiedyś na kilka chwil zapomnienia. Świetnie rusza tylną jego częścią, aż miło przepuszczać przodem ;-) Tyle w kwestii czysto samczego podejścia. Nie mogę się zbyt rozpisywać, bo adresatka zrazi się do mojej osoby przypuszczając – a ma ku temu teraz pełne podstawy – że traktuję Ją jako obiekt pożądań. Cóż ja mogę na to poradzić, że na ulicy najpierw widzę sylwetkę, dopiero później mogę nacieszyć uszy głosem.
Zrobiło się zbyt erotycznie, koniec!
O czym to ja pisałem? Ach, no tak – gadulstwo. W rzeczy samej słowotok stanowi Jej immanentną cechę, bez której naszej bohaterki sobie nie wyobrażam. Sam gadam za dwóch, to wiem, o czym mówię (piszę). Niezwykłe jest to, że potrafi prowadzić dialog sama ze sobą. Zadaje sobie pytanie, odpowiada na nie i jeszcze może się ze sobą pokłócić! To zaprawdę umiejętność niecodzienna i doskonale podkreślająca niezwykłą osobowość Oli 
Jakby tego było mało, nie paple dla samego paplania (no dobrze, są wyjątki, ale tym nie będziemy się zajmować, nie w tym miejscu przynajmniej). Jak już zacznie mówić, mówi z sensem i konkretnie. Można z nią porozmawiać na różnorodne tematy – od pierdół postaci kto komu i dlaczego, po filozofię czy politykę.
Co więcej można powiedzieć od razu? Chyba nic poza tym, a może nawet i nie aż tyle, ale że dobrze mi się pisze, to się troszkę rozpisałem ;-)

Wrażeń NIEkończąca się opowieść

Tak, ten rozdział może mieć w zasadzie nieskończoną ilość stron. Podzielimy go zatem na podrozdziały, aby ułatwić lekturę potencjalnym czytelnikom.
Ola, jak każda kobieta, zmienną jest. Przy czym uwagi godnym jest, że zmienność ta jest tak wielka, jak wszechocean. Kameleon czy kałamarnica w trakcie „dialogu” z partnerem mogą Jej owej zmienności szczerze pozazdrościć. Ja już się poddałem i póki nie ma sakramentalnego „ostatecznie”, wiem, że wszystko się może zdarzyć. Siedzę cicho i czekam na rozwój wypadków 

Co we mnie, to na zewnątrz mnie

Ktoś kiedyś zadał mi pytanie, cóż znaczy modny ostatnio termin ekstrawertyzm. Podałem definicję czysto językową, zaczerpniętą bodajże ze słownika Kopalińskiego. Do momentu poznania Oli sytuacja ta była dla mnie wystarczająca i w pełni satysfakcjonująca. Jednakże świat dziwny jest na tyle, że nawet taki ktoś, jak Kopaliński, nie przewidział pojawienia się takiego kogoś, jak Ola. Gdy zacieśnić z Nią znajomość, nie sposób jest nie zredefiniować wyjaśnienia ekstrawertyzmu. To czyste wynicowanie siebie na zewnątrz. Niczym strzywka, która wyrzuca swoje wnętrzności zagrożona atakiem drapieżnika, Ola wypluwa wszystkie swoje emocje równo obdzielając nimi najbliższe otoczenie. Jeśli ktoś nie urodził się do słuchania i ma problemy z wysłuchaniem kazania w kościele, może od razu sobie odpuścić i przesiąść się do innego stolika. Jeśli jednak jest inaczej, warto posłuchać nawet przydługich niekiedy wynurzeń, bo wynieść z nich można całkiem sporo. A po dłuższej znajomości otwierają się obszary, do których dostęp traktować można jako nagrodę, a nie przymus.

Język giętki, choć czasem się łamie

Tak… tutaj można zgłosić pewne zastrzeżenia natury formalnej. Przerost formy nad treścią czasem bywa nieznośny. Nieznośny w rozumieniu zwulgaryzowania wypowiedzi. Kłuje mnie to strasznie, w szczególności zważywszy na fakt moich studiów… Tak super byłoby słuchać wypowiedzi bez „przecinków”, „przerywników”. To tak zaniża poziom. A u dziewczyny to już w ogóle. Takiej dziewczyny – ech, szkoda gadać. Na szczęście nie jest to coś, czego nie można zmienić. I pracować nad Olą będziemy. Kropla drąży skałę. W pewnych wypadkach jestem cierpliwy i to jest jeden z nich właśnie.

Niech żyje bal

Tu jest drobna różnica pomiędzy autorem tego krótkiego felietonu a jego bohaterką. Otóż autorowi znudziło się już chodzić na imprezy. Wyrósł z imprezowych nocy, porannych bólów głowy. Ola natomiast jest żywym srebrem. Nie sposób jej zatrzymać na miejscu. Cały czas chce coś robić, szaleć, zmieniać otoczenie, poznawać nowych ludzi, imprezować, imprezować, imprezować. Nam, starym dziadkom w głowie już ciepłe kapcie wieczorem i szklanka kakao, Ola mleko ma jeszcze pod nosem ;-)

Zainteresowania medycyną

Powinienem raczej sprecyzować – laryngologią. Coś, bo boli autora i sprawia mu przykrość – zamiłowanie Oli do badania migdałków wielu osobnikom płci przeciwnej. Zazdrosny autor? Możliwe. Cóż może poradzić na to, że z jednej strony chciałby być na miejscu pacjentów, choć z drugiej – ceni sobie to, że jeszcze nie ma u żadnej „lekarki” założonej teczki. Po co to, w jakim celu, do czego służy? Gdzie sens w takim postępowaniu? Przyjemność czysto fizyczna? Bo metafizyki ciężko się tutaj doszukać. Chęć udowodnienia sobie czegoś? CO może udowadniać sobie dziewczę, które może mieć każdego w każdej chwili? Autor jest tutaj za głupi i chyba nigdy nie dojdzie przyczyny tego dziwnego zamiłowania anatomią.

A w duszy ciągle gra

Ten podrozdzialik można połączyć z zamiłowaniem do imprezowania. Na szczęście nie do końca  Bez muzyki świata nie ma. I autora. I bohaterki. Miłość do muzyki, ba, szaleńcze opętanie dźwiękami wydobywającymi się ze słuchawek, głośników czy jakichkolwiek przekaźników dźwięków jest czymś, co bez wątpienia Ola i autor mają wspólnego. Jeszcze niedawno muzyka kojarzyła się Oli (jak cały bodaj świat) z konkretną płetwą czy skrzelami, teraz to już minęło i zaczyna się nowy świat. Muzyka odkrywająca nowe lądy, nowe podniecenia, nowe pragnienia. Przywodząca na myśl zupełnie nowe osoby, wrażenia. Zresztą, nieważne, jak. Ważne, że sprawia (muzyka) taką przyjemność i frajdę bohaterce. To coś pięknego i koniec i kropka 


BUM!

Niby wszystko dobrze, niby sielanka. Aż tu nagle… Łup! Po głowie! Obuchem! Albo klingą. Dlaczego nie przemyśli najpierw tego, co chce napisać/powiedzieć? Dlaczego najpierw podcina skrzydła, a dopiero później orientuje się, ze tak żaden ptak nie poleci? Jest coś złego w tym, żeby najpierw przeanalizować, dobrać słowa, a dopiero później uderzyć? To potrafi zaboleć i potrafi doprowadzić do kroków, których można w następstwie żałować. A przecież nic nie kosztuje poszukanie innego słowa, zastanowienie się, czy naprawdę chce się daną rzecz napisać. Choć w połączeniu z ekstrawertyzmem i osobowością sangwinika to chyba daremne żale, próżny trud. Pokochać, albo znienawidzić ;-)

Humpty-Dumpty

I tak siedzę okrakiem na płocie kołysząc się niczym Wańka-wstańka.

1 komentarz:

Moje Boje pisze...

Na wstępie chciałem was pozdrowić i pogratulować znalezionego wspólnego miejsca dla was obojga, bo jeśli nie real to zawsze pzostaje net;)

ps Freddie ma szanse zostać kosmitą, gratuluję:)
Pozdro.